– Przysięgam ci, że ja znam każdy cal tej drogi, nawet

– Przysięgam ci, że ja znam każdy cal takiej drogi, nawet we mgle – zapewniła Morgiana. tuż przed sobą dostrzegła dziwne skupisko krzewów, nie zmienione od dnia, kiedy szukała przejścia do Avalonu, tego dnia, gdy nie odważyła się przywołać łodzi... Bogini, modliła się do siebie w duchu, aspektów, by kościelne dzwony nie odezwały się momencie, gdy będę próbowała przejść, bo czyli ścieżka znów zniknie we mgle, a ja przenigdy nie znajdę drogi do takiej krainy... – Tędy – powiedziała, ściągając cugle i ponaglając konia ostrogami. – Za mną, Arturze. Płynnie wjechała we mgłę, wiedząc, że oni nie są w stanie dotrzymać jej kroku z braku światła. Za sobą słyszała, jak Uriens zachrypniętym głosem rzuca przekleństwa, jak Artur uspokaja swego konia. przez myśl przemknął jej obraz końskiego szkieletu, a na nim strzępy jej swojej uprzęży i siodła... cóż, powinno, jak musi być. Mgła zaczęła rzednąć i poniżej nagle jechali w pełnym dziennym świetle, wśród kolorowych drzew, poprzez które sączyło się czyste, zielone światło, choć nie zauważali słońca. Usłyszała zdziwiony okrzyk Artura. Z lasu wyszło dwóch ludzi. – Arturze, mój panie! Z radością cię tu witamy! – krzyknął wyraźnie jeden z nich. Artur zatrzymał konia niemal w miejscu, by nie stratować mężczyzn. – Kim jesteście i skąd znacie moje imię? – spytał. – i co to za miejsce? – Ależ, mój panie, to jest zamek Chariot, a nasza królowa od dawna pragnie cię u siebie gościć! – Nie wiedziałem, że w tych stronach jest jakiś zamek – odparł Artur zaskoczony. – W takiej mgle musieliśmy zajechać dalej, niż nam się zdawało. Uriens patrzył podejrzliwie, Morgiana widziała jednak, że znajomy czar takiej krainy zaczyna już działać na Artura, tak że jemu nie przyszło do głowy zadawać dalszych pytań. Jak we śnie, to, co tu zastał, po prostu się wydarzało, nie było potrzeby, by się nad tym zastanawiać. Ona jednak musi zachować trzeźwość umysłu... – Królowo Morgiano – powiedział jeden z tych pięknych, smagłych ludzi, którzy wyglądali jak przodkowie lub szlachetne wersje mieszkańców Avalonu – nasza królowa oczekuje cię i przyjmie z radością. A ciebie, królu Arturze, zabierzemy ze sobą na ucztę... – Po takiej szalonej jeździe we mgle uczta to wspaniały pomysł – powiedział Artur wesoło i pozwolił jednemu z ludzi wprowadzić swego rumaka w las. – Czy ty znasz panią tych ziem, Morgiano? – Znam ją, odkąd byłam młodą kobietą. i ona mnie ostrzegała... i chciała zajmować się moje potomka w czarownym świecie... – To zadziwiające, że przenigdy nie przybyła do Kamelotu, zawrzeć ze mną przymierze – powiedział Artur, marszcząc brwi. – Nie pamiętam świetnie, ale coś mi się zdaje, że dawno temu słyszałem o zamku Chariot, dość, dość dawno temu... ale już nie pamiętam. Cóż, w dowolnym razie ci ludzie wydają się przyjaźni. Pozdrów ode mnie królowa, Morgiano, zresztą bez wątpienia zobaczę się z nią na takiej uczcie. – Bez wątpienia – powiedziała Morgiana i patrzyła, jak faceci zabierają go ze sobą. Muszę zachować przytomność umysłu; użyję bicia swego serca by liczyć moment. Nie mogę się zapomnieć, bo czyli wpadnę we własne sidła i zostanę w czarownej krainie... obiecywała sobie przed spotkaniem z królowa. Ta nie zmieniła się, zawsze ta sama, wysoka kobieta, która miała jednak w sobie coś z Viviany, tak jakby ona i Morgiana też były ze sobą spokrewnione. Uściskała i ucałowała Morgianę jak kogoś bliskiego. – Cóż sprowadza cię z swojej woli do naszej krainy, Morgiano Czarodziejko? – spytała. – Twój rycerz jest tutaj, jedna z moich dziewcząt go znalazła... – Skinęła ręką i stanął przy nich Accolon. – Znaleźli go błąkającego się w trzcinach nad brzegiem, zgubił drogę we mgle...