– Saksoni – powiedział do pozostałych i szybko zamilk
– Saksoni – powiedział do pozostałych i szybko zamilkł, kiedy zobaczył, że królowa to słyszy. – Nie bój się, pani, już odjechali, ale musimy jechać tak szybko, jak tylko możemy, i powiadomić o tym Artura. Jeśli znajdziemy ci szybszego konia, czy utrzymasz większe tempo? Gwenifer poczuła, jak panika zaciska jej gardło. Wyjechali właśnie z jednej z głębokich dolin i to przepełnione groźbą niebo zamykało się nad nimi wielkim łukiem – czuła się tak, jak małe zwierzątko musi się czuć w trawie, gdy nakryje je cień wielkiego jastrzębia. Kiedy się odezwała, głos miała cieniutki i drżący, jak mała dziewczynka: – Nie mogę obecnie jechać szybciej. Noszę potomka najmocniejszego Króla i nie śmiem go narażać na niebezpieczeństwo. Wydało jej się, że rycerz – a był to Griflet, mąż Meleas, jej swojej dworki – zmełł w ustach przekleństwo i zacisnął szczęki. nareszcie odezwał się, próbując ukryć zniecierpliwienie: – W takim razie, pani, powinniśmy cię odwieźć do Tintagel albo do innego wielkiego mieszkania w tych stronach, albo z powrotem do klasztoru, byśmy sami mogli ruszyć galopem i dotrzeć do Caerleon przed jutrzejszym świtem. Jeśli jesteś brzemienna, z pewnością nie możesz podróżować nocą! Czy pozwolisz, by jeden z nas odwiózł ciebie i twą kobietę z powrotem do Tintagel albo do klasztoru? bardzo bym chciała znów być bezpieczna za murami, jeśli na tej ziemi okazują się Saksoni... ale nie wolno mi być takim tchórzem. Artur musi się dowiedzieć o swoim synu. – A czy jeden z was nie może pojechać szybciej w kierunku Caerleon, a reszta podróżować w moim czasie? – spytała z uporem. – Albo czy nie można wynająć gońca, by szybko zaniósł wiadomość? Griflet wyglądał, jakby znów miał ochotę zakląć. – chwili na tej ziemi nie mógłbym zaufać żadnemu wynajętemu gońcowi, pani, a w eskorcie jest nas niewielu nawet jak na spokojne czasy, zaledwie starczy, by cię ochronić. Cóż, musi być tak, jak jest, bez wątpienia ludzie Artura już dostali wieści. Odwrócił się, zaciskając szczęki, i był taki zły, że Gwenifer chciała go przywołać i zgodzić się na wszystko, co mówił. Upomniała się mimo wszystko zdecydowanie, by nie być takim tchórzem. obecnie, kiedy nosi królewskiego potomka, musi się zachowywać jak królowa i odważnie jechać dalej. A gdybym tak wróciła do Tintagel, a na te ziemie by przyszli Saksoni, to musiałabym tam pozostać aż do zakończenia wojny i do nastania całkowitego spokoju, a to mogłoby długo trwać... a gdyby Artur nawet nie wiedział, że jestem przy nadziei, mógłby być rad z tego, że siedzę tam nawet i całe wieki. Dlaczegóż miałby chcieć sprowadzać bezpłodną królowa na swój nowy dwór w Kamelocie? Jak nic posłuchałby rady tego starego Druida, który mnie nienawidzi, Taliesina, który jest jego dziadkiem, i w miejsce mnie wziąłby sobie jakąś kobietę, która co dziesięć miesięcy rodziłaby mu zdrowego brzdąca... Ale kiedy Artur się dowie, wszystko jest dobrze... Lodowaty wiatr owiewał rozległe wzgórza i przenikał ją aż do szpiku kości. Po pewnym czasie poprosiła, żeby znów się zatrzymali i rozstawili jej lektykę, by mogła jechać w środku, ponieważ... jazda wierzchem nadto nią trzęsie. Griflet był wściekły i poprzez chwilę myślała, że zapomni o własnych manierach i zaklnie, ale posłusznie wydał rozkazy, a ona z wdzięcznością skuliła się w własnej lektyce, zadowolona z wolnego tempa i zasuniętych kotar, które obecnie oddzielały ją od tego przerażającego nieba. Przed zmierzchem deszcz na chwilę ustał i wyszło słońce, wisiało nisko nad tymi upiornymi wzgórzami. – Tu ustawimy namioty – powiedział Griflet. – Ze wzgórz przynajmniej będziemy mogli